Kawa, herbata

Yerba mate – konkurencja dla kawy i herbaty?

Mam nadzieję, że yerba mate pojawi się w każdym polskim domu za kilka lat zamiast herbaty czy kawy. Wywar z liści ostrzokrzewu paragwajskiego, z którego robi się yerbę ożywia umysł i ciało – rozmarza się Anna Pasyniuk, właścicielka pierwszego w Warszawie baru podającego wyłącznie ten napój.
W swoim zamiłowaniu nie jest odosobniona. Największym propagatorem yerba mate w Polsce jest Wojciech Cejrowski, znany podróżnik i dziennikarz.

Guarani Bar istnieje od czerwca. Historia yerba mate na świecie i w Ameryce Południowej jest o wiele dłuższa. Yerba mate jest popularnym napojem wśród Indian Guarani, którzy żują liście ostrokrzewu paragwajskiego i parzą yerba mate. Od plemienia Gurani wszystko się zaczęło. W XVI wieku roślinę odkryli jezuici przebywający wśród Indian i uznali za wynalazek warty rozpropagowania. Samą nazwę wymyślili najprawdopodobniej właśnie jezuici. Pochodzi od przekształconego łacińskiego słowa herba – zioło i mati, co w języku keczua oznacza tykwę, w której parzy się napój. Jego indiańska nazwa to caá. Yerba mate mogą pić prawie wszyscy, z wyjątkiem dzieci i kobiet w ciąży z powodu zawartości kofeiny, która jest różna w różnych odmianach yerby. Zawartość waha się od 0,7 do 2 procent. Indianie nie ruszają się z domu bez termosu i plecaka na yerba mate. Cały dzień sączą ją przez bombillę, traktując ją jako napój, ale i lek, remedium na wszystko. – Yerba mate ma działanie wzmacniające i pomaga na wszystko, o ile w to wierzysz – twierdzą Indianie Guarani.

Anna (26), absolwentka stosowanych nauk społecznych na UW i była pracowniczka korporacji zamiłowaniem do yerba mate zaraziła się od swojego chłopaka Huberta Lasockiego, który sprowadza yerbę bezpośrednio z Ameryki Południowej, a także prowadzi sklep internetowy. W Guarani bar Ania serwuje napój i na miejscu uczy, jak go zaparzyć i przygotować. Samą yerbę można także kupić i zrobić sobie samemu w domu, bo Gurani bar to także sklep. Aby przygotować samemu napój trzeba mieć naczynia – charakterystyczną wybrzuszoną czarkę (matero) z: tykwy (oryginalnie używaną przez Indian Guarani), z ceramiki lub z drewna oraz niezbędną bombillę, czyli rurkę, przez którą sączymy wywar. Po zagotowaniu wody musimy chwilkę (około 10 minut) odczekać przez zalaniem yerby, ponieważ temperatura wody powinna wynosić jakieś 70-80 C. Wody nie lejemy bezpośrednio na liście, ale po ściankach naczynia. – Woda i liście yerba mate powinny się samoistnie łączyć. – tłumaczy Anna. – Nie mieszamy ich, jak herbaty, bo grozi to zatkaniem bombilli.

Yerba mate to nie jest espresso, połykane w pośpiechu. Yerbę pijemy powoli i z rozmysłem. Delektujmy się nią przynajmniej godzinę, a do raz zalanego wywaru dolewamy wodę kilka razy. – Na razie yerba mate nie jest w Polsce bardzo popularna, ale coraz więcej studentów i pracowników firm przychodzi i pyta, jak to się pije i gdzie można się zaopatrzyć w yerbę. Rynek jest obiecujący – mówi Anna. – Właśnie planujemy otworzyć kolejne bary yerba mate w różnych miastach Polski pod logo Gurani bar w formie franchyzy. Wszystkich zainteresowanych zapraszamy do współpracy – zachęca Anna. – Yerba mate to dobry pomysł na biznes, ale i na randkę, sprzyja bliskości i rozmowie. Polacy to bardzo zestresowany i zabiegany naród, myślę, że yerba mate jest dla nas dobrym rozwiązaniem. To także nisza rynkowa, którą próbujemy zagospodarować. – wyjaśnia Anna. Zaczynamy współpracę z firmami, które są zainteresowane dostawami. Mamy już utarte kanały dostawcze yerby z Ameryki Południowej. W soboty urządzają spotkania i malowanie czarek matero farbami. Od czasu do czasu uczestniczą także w festiwalach, jak ostatnio w dniach samby czy spotkaniach „yoga w parku”.

Anna zaczęła od inwestycji wartej 30 tys. zł: wynajęła lokal przy ulicy Koszykowej w samym centrum Warszawy, wyremontowała go, zaprojektowała logo i zainwestowała w ulotki. Zaopatrzyła się także w zestawy do yerby. Cena bombilli waha się od 15 do 100 zł w zależności od materiału, z jakiego jest zrobiona; zwykle jest to stal szlachetna, albo alpaka (stop podobny do srebra). Czarki (matero) kosztują od 30 do 100 zł, a półkilowa paczka yerby mate to wydatek rzędu około trzydziestu złotych. Odmian jest wiele. Wojciech Cejrowski, znany podróżnik, dziennikarz i wielbiciel yerba mate zachwala kilka gatunków, ale nie każdy nadaje się dla wszystkich: – Pajarito to gatunek paragwajski i od niego zaczynałem. Nie wiem, czy chodzi o tak zwaną pierwszą miłość, co to nie rdzewieje, czy rzeczywiście to najsmaczniejszy gatunek, ale mnie do dziś pasuje najbardziej. Ale uwaga! Pajarito ma wyraźny i ostry smak. Zero delikatności, zero subtelności – to jest mate w stylu macho. Dla żółtodziobów Wojciech Cejrowski poleca: – EL Gaucho – gatunek sprowadzany przez firmę Argentyna i specjalnie dla niej pakowany. Urzekające pudełko i miły smak. Chyba najlepsza mate dla osób początkujących, choć jest raczej męska niż subtelna w smaku. Ma jedną wadę: krótko trzyma. To znaczy szybko wypłukuje się z niej cała moc. Ale może właśnie dlatego wydaje się być świetna dla początkujących. – uważa Cejrowski.

W barze Guarani Anna częstuje różnymi yerba mate: o smaku klasycznym dostępne są odmiany argentyńskie (Rosamonte), paragwajskie (Paharito) oraz brazylijskie (Canarias). Można też mieszać yerbę z miodem lub owocami. Na rynku dostępne są już gotowe mieszanki z ziołami: melisą, miętą czy cedrem i eukaliptusem. Są odmiany odchudzające – tzw. linia silueta. Latem można dodać lodu, cytrynę i pić po zalaniu zimą wodą – wtedy mamy do czynienia z tererre. – Na razie Gurani bar to moja inwestycja. Cena jednego matero napoju na miejscu to 8 zł, większe zyski są ze sprzedaży na wynos – mówi Anna. Jesteśmy jednak na rynku pierwsi.

Dodaj komentarz